czwartek, 2 września 2010

Czwartek

Uliczkami Starego Miasta w Poznaniu spaceruje młoda para. Nagle od boku podchodzi do nich pusty żołądek burcząc osłabiony, i szepcze:
- Nie chciałbym przeszkadzać w niezauważanym szczęściu, ale od rana trawię swoją właścicielkę, z wyjątkiem paru kęsów godności, nic nie przełknęła biedaczyna...
Chłopak ocenia szczerość słów, zagląda właścicielce w oczy, ocenia trzęsącą się dłoń, przykłada ucho do brzucha, nasłuchuje burczenia. W tym czasie, na ulicy gołąb skubie czerstwą skibkę, kelner dłubie w nosie i patrzy na palec, zmienia dziurkę.
Chłopak sięga do kieszeni, wybiera bilon, orzeł śwista w powietrzu i opada na wyciągniętą dłoń. Żołądek dziękuje za zrozumienie i znika za drzewem. Bohater przyjmuje pocałunek dziewczyny, choć w środku zaczyna brzydzić się samym sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz