poniedziałek, 16 stycznia 2012

Poniedziałek

Literatura i malarstwo. Korespondencja sztuk” otwierają malowidła z Lascaux odkryte incydentalnie przez Marcela Ravidat w 1940 roku. Od tamtej pory jaskinia z Lascaux jest nie tylko najdawniejszym (15 tys. lat) utrwalonym malowidłem cywilizacji, ale jednocześnie pierwszą książką świata, pradziennikiem wyrwanego z natury człowieka. Był to czas, gdy malarstwo i literatura stanowiły nierozerwalną jedność, monolit, przy pomocy którego jednostka opisywała byt społeczny, rzeczywistość swojego stada. Jednak przed poczwarką presztuki leżało nowe, zapisane w jej wnętrzu zadanie, zasada dziejów, postępu domagała się kolejnych kroków. Z czasem obrazy zatęskniły za linią ruchu, biegiem bizona, falbaną ognia, „papierosem” autora Kosmosu, dlatego z upływem wieków przepoczwarzały się, przekształcały, przeobrażały w znaki, symbole, hieroglify, ostatecznie ewoluując w pięknego motyla: słowo pisane. Malarstwo i pismo przestały być tożsame, stały się osobnymi środkami wyrazu. W historii służyły Bogu, porządkowi, rewolucjom i dyktatorom, pamięci i rozwojowi, lecz przeważnie wyrażeniu, wypowiedzeniu się pojedynczej jednostki.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Poniedziałek

Intrygujący Bertrand Russell. Odświeżając Platona, natrafiłem na pełną podziwu wzmiankę Leszka Kołakowskiego o długowiecznym filozofie, logiku i matematyku, Bertrandzie Russellu. Jego twierdzenie o obiektywnym istnieniu uniwersaliów matematycznych pokryło się z moją skromną opinią z rozmowy z K. o niezależnym od ludzkości kodzie muzycznym, odkrywanym przez kolejnych geniuszy nut. Russell stał na stanowisku, że liczby istnieją niezależnie od bytu człowieka, tzn. siedem jest liczbą pierwszą, czy nam się to podoba, czy nie, zasada jest starsza niż my, Ludzkość. Ziemia mogłaby nie istnieć, zasada trwałaby nadal. Jawi się tutaj nić łącząca Anglika z Platonem, orędownikiem uniwersaliów moralnych, etycznych i rzeczy – obiektywnych bytów doskonałych, których rzeczywistość zmysłowa jest niewyraźnym odbiciem. Według Platona wiemy, że coś jest sprawiedliwe, czerwone, czy okrągłe ponieważ doskonałe idee tych bytów funkcjonują autonomicznie, obiektywnie, poza naszą rzeczywistością. Russell skoncentrował się jedynie na matematyce, za obiektywne i niezmienne uznając jej zasady.
Na podobnej zasadzie działa kod muzyczny. Idea, potencjał, możliwość powstania pierwszej symfonii Beethovena istniała we wszechświecie zanim jego pradziad postanowił zejść z drzewa. Potrzebne były: odpowiednia ilość czasu, zawieruchy cywilizacji i genialna jednostka, wielki Duch zdolny do inżynierii nut, skonstruowania właściwego kodu opartego na znanych instrumentach, których istnienie zresztą, było również wpisane w pierwotny potencjał świata (kombinacja pierwiastków). Czyli istnieje możliwość napisania sonaty, koncertu smyczkowego lub fortepianowego, którą w chwili natchnienia lub tytanicznej pracy zrealizuje jutro, spacerujący właśnie po parku kompozytor.

P.S. Jakaś wsteczność kreacji wystawia łepek.  

czwartek, 5 stycznia 2012

Czwartek

Coś dojrzewa, pączkuje mimowiednie. Mgławica nabiera kształtów, jeszcze nie zastygniętych, nie uwięzionych w formie. Materializm kapitalistyczny - o ile bardziej nęcący, chwytliwy niż tamten przepędzony, komunistyczny. Żądza kształtuje byt – oto nowy paradygmat trzeciego, ostatniego millenium… Włos się jeży, kiedy Janek i Małgosia postrzegają stek konsumpcjonizmu za treść swego jestestwa, bytu. Rozpędzona karuzela stała się rzeczywistością, a nie elementem placu zabaw.
Pod lupą Dzienniki Stefana Kisielewskiego. Pyszne, surowe, nie mocujące się z podobnymi dziełami, swobodne. Konformizm intelektów, mimo lat, nie stracił tępa, jedynie inny wiatr wieje w żagle nad głową. Wybitność mocuje się z potworem bez twarzy, zaprzęgana jest w tryby dorobku, fantastycznych ludzi wciśnięto w mundur bankowy, urzędniczy, handlowy.
Partykularny interes niejednokrotnie wyprowadzał moje człowieczeństwo na bezdroża, skąd po krótkim pobycie, wracałem ku sobie, ku JA świadomemu. Z zewnątrz bilbord, reklama, kościół, konwenanse, które nadal twierdzą, że wiedzą co dla mnie najlepsze, lekceważąc przy tym moje JA, nie znając mnie zupełnie. Basta!!!

Kupiłem włoskie buty. Po nałożeniu okazało się, że reszta, która stanowiła do tej pory o mojej „elegancji”, zbrzydła w sekundę, postarzała się o tygodnie.