wtorek, 28 sierpnia 2012

Wtorek


Jeden z myślicieli francuskich (nazwiska nie mam teraz pod ręką) ustalił okres wynalezienia przez cywilizację dzieciństwa i jego śmierci. Pomyślmy. Ten bajeczny poniekąd okres pojawił się, gdy życie ludzkie wydłużyło się w następstwie postępu medycyny i lepszego odżywiania (mimo nie znajomości witamin i minerałów). Dorosłość zrobiła krok naprzód, pozostawiając lukę, w którą wcisnęło się dzieciństwo, a trzech rozmawiających na trotuarze starców przestało być obiektem sensacji. Wcześniej człowiek, mając średnio trzydzieści pięć lat życia w kapeluszu, szybko dojrzewał, co tchu stawiał czoło związanym z tym konsekwencjom, i młodo umierał. Pamiętam, że Staś z „W Pustyni i w Puszczy” mojemu pokoleniu wydawał się nad wyraz rozwinięty, ale nikogo ze współczesnych mu ludzi nie dziwił obraz kilkunastoletniego dorosłego radzącego sobie z napierającą naturą. Filozof ów stawia tezę, że dzieciństwo skończyło się wraz z powstaniem masowej telewizji, która z kolei mi wydaje się doskonałym antidotum na wynaleziony w XIX wieku inny wynalazek: wolny czas (powstał w wyniku zaspokajania potrzeb i skutecznych strajków walczących o krótszy dzień pracy). Konkluzja pełna dramatu: telewizja bez względu na treść i formę ma tendencje mordercze, jest legalnie używaną od lat 50-ych bronią masowego rażenia, gdyż zabija ludzi, którymi moglibyśmy być, zastępując ich mniej lub bardziej udanymi cieniami nas samych.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Czwartek

Zastrzegłem dzienniczku, że nie będę przytaczał fragmentów dzieł innych autorów, ale tym razem nie mogłem się powstrzymać. Myślę, że mi wybaczysz:

„Ja Kubuś Puchatek, nagle muszę rozmyślać o sprawach za trudnych dla mego małego rozumku. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, co tam jest za naszym ogrodem, w którym zamieszkaliśmy ja, Prosiaczek, Królik i Kłapouchy z naszym przyjacielem Krzysiem. To znaczy my mieszkamy tutaj dalej i nic się nie zmieniło, i właśnie zjadłem z baryłeczki miodu moje małe co nieco, tylko Krzyś odszedł na chwilę. Sowa Przemądrzała mówi, że zaraz za naszym ogrodem zaczyna się Czas, a to jest taka studnia strasznie głęboka, w którą kiedy tylko ktoś wpadnie, leci i leci w dół, aż nie wiadomo, co się z nim potem dzieje. Martwiłem się trochę o Krzysia, żeby tam nie wpadł, ale wrócił i wtedy zapytałem go o tę studnię. „Puchatku- powiedział- byłem w niej i spadałem, i zmieniałem się spadając, nogi zrobiły mi się długie, byłem duży, nosiłem spodnie do ziemi i broda mi urosła, potem posiwiałem, zgarbiłem się, chodziłem o lasce i wreszcie umarłem. Pewnie to wszystko mi się tylko śniło, bo było jakieś nieprawdziwe. Zawsze dla mnie prawdziwy byłeś tylko ty, Puchatku, i nasze wspólne zabawy. Teraz już nigdzie nie odejdę, nawet gdyby zawołali mnie na podwieczorek”.

                                             - Czesław Miłosz pod koniec życia w hołdzie autorowi Kubusia Puchatka, Alanowi Alexandrowi Milne

środa, 8 sierpnia 2012

Środa

Nietzsche, Russell, Hawking, Gombrowicz wpłynęli na ostrość widzenia nas samych, wynurzyli ponad ocean z ludzi, nad którego powierzchnią panuje samotnie czarna noc. Zapraszamy za kulisy iluzji - mówią. - gdzie spoczywają rekwizyty i garderoba, a człowiek jest jedynie nagim, nieistotnym zwierzęciem. Trzeba uważać, to potężne myśli. Od ich filtrowania mam srebrny osad na skroniach. Jesteśmy w innym miejscu niż nasi przodkowie: kosmologia odebrała naszej planecie znaczenie, demografia i pieniądz odebrały jednostce istotność. Co godzinę przybywa na ziemi dziewięć i pół tysiąca ludzi, a ilu umiera, ilu rodzi się na ich miejsce? Bóg tam, wysoko w niebie, ma chyba prawdziwą fabrykę dusz. Miłosz pisał, że Bóg powinien być starcem z brodą spacerującym po niebiańskich polanach. Czy ten starzec (wszechmogący), znając mój kres (w piekle) wplótłby mnie - mimo wszystko - w swój plan produkcyjny i kazał się zwać miłosiernym? Wiara jednak przekracza paradoksy, w tym ma przewagę nad tzw. rozumem.

piątek, 3 sierpnia 2012

Piątek

Krótka, ale prawdziwa historia o metafizyce
Miejsce akcji: Redakcja
Czas akcji: Jeden z letnich dni przed godziną szesnastą
Osoby: Buddysta, Katolik-Ortodoks, Racjonalista-Humanista, Mucha pierwsza, Mucha druga

Scena pierwsza - ostatnia 

Buddysta, Katolik i Racjonalista siedzą przy biurku tego ostatniego, pracują. Do pomieszczenia wleciały dwie muchy, przeszkadzają. Praca zostaje przerwana.

MUCHA PIERWSZA:
niedbale, jakby do siebie, stąpając bez celu po biurku Katolika-Ortodoksa
Bzzz, bzzz, bzz.

KATOLIK-ORTODOKS
z grymasem obrzydzenia trzymając gazetę transportową w dłoni, z zamiarem zamachu na muchę 
No, chodź tu, chodź tu, "koleżanko". 
po zabiciu i strzepnięciu muchy
Ścierwo.

BUDDYSTA
w chwili morderstwa,
Hola, Hola, stop, fuj, pas.
po, niekontent
To mógł być każdy z nas.

KATOLIK-ORTODOKS
z miną znawcy prawdy
Ziemię Bóg dał mi poddaną
Mucha Budda, to nie Anioł.

MUCHA DRUGA
chodząc po monitorze Racjonalisty-Humanisty, jakby nieświadoma faktów
Bzzzz...
po kilku krokach i chwili milczenia
Bzz, bzzz.
siada na policzku Buddysty, który zastyga

RACJONALISTA-HUMANISTA
Zniecierpliwiony, łapiąc w dłoń muchę
Mam!
podekscytowany swoją zręcznością przykłada pięść do ucha Buddysty
Słuchaj, jest.

BUDDYSTA
słuchając, z troską w głosie
Nie zabijaj.

KATOLIK- ORTODOKS
obojętnie
Zabij.

Racjonalista wynosi muchę na balkon i puszcza wolno.
Praca zostaje kontynuowana.