środa, 4 kwietnia 2012

Środa

Poniedziałkowe zebrania w salce, nauki. Stadna modlitwa na siedząco, na powitanie i pożegnanie, jak znana okładka, nieznanej książki. Mówię. Mój głos złączony z innymi dźwięczy obok mnie i dalej, jakbym oglądał to przez lornetkę. Zerkam. Szczęki podpięte pod czaszki pracują, u niejednego, niejednej, powieki odbywają spotkanie. Wszystko zgodne, jak na wojskowej przysiędze, czasem ktoś się spóźni, ktoś źle wystartuje. Lecz coś tu podszyte pod tą zgodnością, pod skórą słów licho pracuje. Czuję przez uszy, że my to na siłę, wbrew sobie, bo razem. Zakłopotanie jakieś nieodczuwalne prawie, mimo to, jakbyśmy bez spodni co najmniej stali (choć siedzimy) i z uwagi na chwilową potrzebę przebywania grali, że wszystko gra, gra ta gitara. A tu żeby przeżyć, przetrwać godzinę oczywistości, wypowiadam słowa, co z rzadka prywatnie wymawiam i wtedy też przed samym sobą rumienie się, prosząc dla siebie o nieśmiertelność a dla innych o fortunę. Czuję, że to mi paskudzi modlitwę, choć pobożny nie jestem. Amen. Rusza treść spotkania, obecni rozchodzą się w myślach.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Poniedziałek

Dzieci pokolorowały chodniki wewnątrz parceli. Przy ufarbowanych najróżniej ulicach stoją niezbędne do życia owocowe budowle. Mam doskonały rzut z góry na mapę dostępnego w ich głowach świata. Żółto-niebieskie domy, na rogu czerwona apteka, zielona szkoła, granatowo-różowe Tesco, gdzie szkraby, niczym dorośli, płacą kartonowymi kartami kredytowymi. Krótkie odwiedziny w świecie dorosłych przerywa deszcz rozpuszczający nietrwałe miasto.
Wieczorami na sklepieniu Jowisz, Wenus, Mars widziane gołym okiem, mówią na kablach, że szczególnie rzadkie zjawisko. Nie wiem czy coś we wszechświecie może być rzadkie lub częste, prócz życia. Teleskopy sięgają w głąb kosmosu na 14 miliardów lat w przeszłość. Patrzymy. Za tą granicą czarno i głucho, nic nie widzimy, gdyż światło nie zdążyło do nas dolecieć. To co widziane nie jest granicą wszechświata. Dziś już wiemy, że kosmos ukryty za niepokonaną przestrzenią jest sto miliardów bilionów razy większy niż ten widzialny. Ta wiedza pobudza potwora, chcę paść na kolana, chwycić w dłoń kredkę, zacząć rysować.

P.S. Narodziny i Agonia Boga, jak w wierszu Różewicza.