wtorek, 26 kwietnia 2011

Czarodziejska Góra Tomasza Manna tylko dla fetyszystów literatury. Nie zajęła mnie należycie, Hans Castorp jest postacią, która nie jest warta 600 stron z ogonkiem i mego czasu. I nie chodzi tu o brak identyfikacji, tego typu argumenty czytania, padły kilka lat temu i... leżą. Bohater nudny jak oranżeria w ogrodzie dendrologicznym w Przelewicach, kto był, doceni porównanie. Jednak lektura musi być ukończona, pozostawiony na talerzu posiłek odbija się nieświeżymi wyrzutami sumienia. Samopoczucie ratuje napierająca zieleń, częstsze wychodne i bladość nóg kobiecych, nim nie rozpierdoli ich w drobny mak ozonowa szczelina, Panie dobrodzieju.

P.S. Pastelowe kolory Kultury Paryskiej mienią się na półeczce segmentu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz