poniedziałek, 23 maja 2011

Poniedziałek

Pięć dni szermierki z infekcją. Hemingway, Orwell i Koestler w odwiedzinach, czyli przewaga literatury zbrodniczej, nad podróżniczą. Stan kuracyjnego wymknięcia się zewnętrznemu światu wpasował się w los śledzonych postaci. Przesłuchania, utopijne dyktatury, nawróceni komuniści… Wniosek nienowy - rachityczny szkielet naszej cywilizacji podatny jest na złamania, pęknięcia. Prehistoryczna małpa nieustannie zagląda nam przez ramię, oczekując odpowiedniej okazji do brutalnych figli. W warunkach pokoju musi się tym zadowolić.
Wolność to w pojęciu mas możność do nie robienia niczego, poparta dumą z osiągnięć innych jednostek. Działa tu rodzaj narodowego snobizmu. Jestem z gniazda Szopena, Miłosza, Jana Pawła II, całymi dniami drapię się po dupie, ale "nie obrażaj polskości Wać Pan, bo za szablę chwycę". Na takich kanwach wyrastają, nie znający faktów z życia noblistów, czy mozołu pracy nad sobą, najbardziej zapiekli „patrioci”, nie przyjmujący do wiadomości, że Polak to tylko jeden z elementów składających się na Byt szerszy – Człowieka. 
Miłosz pisał: „denerwowali mnie ludzie narzekający na rzeczy niewarte zmartwień i kochających to, co nie jest warte kochania.” Zawęził bym to tego Polaka, który mieszka w nas, a którego uczono od dziecka braku dystansu do samego siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz