wtorek, 28 sierpnia 2012

Wtorek


Jeden z myślicieli francuskich (nazwiska nie mam teraz pod ręką) ustalił okres wynalezienia przez cywilizację dzieciństwa i jego śmierci. Pomyślmy. Ten bajeczny poniekąd okres pojawił się, gdy życie ludzkie wydłużyło się w następstwie postępu medycyny i lepszego odżywiania (mimo nie znajomości witamin i minerałów). Dorosłość zrobiła krok naprzód, pozostawiając lukę, w którą wcisnęło się dzieciństwo, a trzech rozmawiających na trotuarze starców przestało być obiektem sensacji. Wcześniej człowiek, mając średnio trzydzieści pięć lat życia w kapeluszu, szybko dojrzewał, co tchu stawiał czoło związanym z tym konsekwencjom, i młodo umierał. Pamiętam, że Staś z „W Pustyni i w Puszczy” mojemu pokoleniu wydawał się nad wyraz rozwinięty, ale nikogo ze współczesnych mu ludzi nie dziwił obraz kilkunastoletniego dorosłego radzącego sobie z napierającą naturą. Filozof ów stawia tezę, że dzieciństwo skończyło się wraz z powstaniem masowej telewizji, która z kolei mi wydaje się doskonałym antidotum na wynaleziony w XIX wieku inny wynalazek: wolny czas (powstał w wyniku zaspokajania potrzeb i skutecznych strajków walczących o krótszy dzień pracy). Konkluzja pełna dramatu: telewizja bez względu na treść i formę ma tendencje mordercze, jest legalnie używaną od lat 50-ych bronią masowego rażenia, gdyż zabija ludzi, którymi moglibyśmy być, zastępując ich mniej lub bardziej udanymi cieniami nas samych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz