wtorek, 20 sierpnia 2013

Wtorek

„Drogi wolności. Zwłoka.” Jean'a Paula Sartre w palcach ubrudzonych żółtawą farbą, odpoczynek. Obok na szklanym stoliku skórzany hinduski notatnik z kamieniem w środku okładki, pod ręką… w razie… na wszelki… na agnostyczne pacierze. Dwie dziewczynki-wróżki w bialutkich sandałkach podskakują z wysiłku za murem mego tarasu – uprawiają czary.  Słowo zaklęcie to: Echo.
Ni stąd ni zowąd zrywa się wiatr, rozplątują się włosy deszczu: rozczochranie, uciekam, skłębienie, unikam, rozwichrzenie, uchodzę, nastroszenie, umykam. Wróżki ulatują na swych mokrych skrzydełkach. Opadają kurtyny okiennych rolet. Dmie jak w „Koniu Turyńskim” Bela Tarra, liście, upadek donic, więcej liści, potknięcie miotły. Godzina, dwie i trochę. Zawiewa. W tym wianiu bezkresnym ton osobny, szloch rozdarty, lament i wrzask niemowlaka…
Wyobrażam sobie chrzest w deszczu: krople łez, kropidła i nieba zmieszane w jedno. 
Zamknięcie jednej z dróg…
Zaryglowanie myśli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz