Ni
stąd ni zowąd zrywa się wiatr, rozplątują się włosy deszczu: rozczochranie,
uciekam, skłębienie, unikam, rozwichrzenie, uchodzę, nastroszenie, umykam. Wróżki
ulatują na swych mokrych skrzydełkach. Opadają kurtyny okiennych rolet. Dmie jak w „Koniu Turyńskim” Bela Tarra,
liście, upadek donic, więcej liści, potknięcie miotły. Godzina, dwie i trochę. Zawiewa. W tym wianiu bezkresnym ton osobny, szloch rozdarty, lament i wrzask niemowlaka…
Wyobrażam
sobie chrzest w deszczu: krople łez, kropidła i nieba zmieszane w jedno.
Zamknięcie
jednej z dróg…
Zaryglowanie myśli...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz