poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Poniedziałek

Nieśpieszna podróż na Śląsk w ramach obowiązków służbowych. Nad autostradą księżyc, napuchnięty, obrzmiały o barwie niedojrzałej pomarańczy. Noc. Katowice. W pokoju parkiet w choinkę obudził wspomnienia z dawnych sal gimnastycznych, za oknem neony, bezkształt, zatopienie w kosmos, latarnie. Miasto tak jak kobiety, powinno oceniać się z rana, twierdził Marquez, więc rano odsłaniam brunatne zasłony, by gapić się w nieumalowaną twarz miasta. U stóp hotelu wykopaliska, roboty, remonty; nad nimi ławica ptaków flegmatyczna, leniwa jak mobilny glut, jak smark mazany bez końca na niebie przez niewidzialny paluch.
W holu na dole wita mnie A.Z., prelegent, znajomy, chiromanta. Potrafi czytać z dłoni, nie umie czytać znaków drogowych, na ma prawa jazdy. Podróżuje więc pociągami po Polsce i, miedzy jedną a drugą przerwą na papierosa, czyta w nich ludziom ich samych: zdrowie, długość życia, najbliżsi.
Nie daję wiary, uśmiecham się sceptycznie, gdy o tym mówi z błyszczącym okiem, na wszelki wypadek trzymam jednak ręce w kieszeniach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz