wtorek, 21 września 2010

Wtorek

Nie gadam z Gombrowiczem. Jego dzienniki są jak wielkie pokrętło, które zmienia wewnętrzne pasma. Gombrowicz to tytan pióra, guru samoświadomości, którego nie chciałbym znać osobiście. Dlaczego? Mistrz Mrożek powiedział, że przy Gombrowiczu nigdy nie mógł być sobą. Stąd podejrzewam, że w moim przypadku, uszkodzenia miałyby charakter trwały, nienaprawialny. Zacząłbym trącić zbyt daleko idącą aspołecznością, nie mogąc tego wytłumaczyć (nie)posiadanym geniuszem, ponieważ chcąc się obronić i utrudnić mu obserwację, musiałbym przy spotkaniach strzepywać z siebie pozostałe ja, które skonstruowałem na potrzebę innych chwil. A gdybym któregoś razu ich nie pozbierał? Stałbym się dla mej przeszłości nierozpoznawalny, dla ludzi niezmienny, ale nie taki sam jak kiedyś, obcy. Wolę Gombrowicza z dystansu lat, gdzie, gdy tylko zechcę, biorę go w rękę i odstawiam na półkę. Tak jest bezpieczniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz