poniedziałek, 10 stycznia 2011

Poniedziałek


W tle muzyka, utwór włączony przez B., w którym drapieżna gitara grasuje pomiędzy delikatnymi, roślinożernymi dźwiękami fortepianu. Dynamika pasuje do noworocznego przyrzeczenia, przełomu pisania. Para niedonoszonych literackich płodów tkwi w moich papierach, uwiera, jak kukurydza między zębami. Czekają na pierwsze skurcze, ale nic już od dawna nie płynie przez pępowinę. Potrzebna jest regularność, posiłek z pomysłów. Kto wie na jakim pchlim targu opychają takowe wiktuały?
Nie ma jutro, za pięć lat, za dziesięć. Istnieje jedynie tu i odpowiedź co z nim zrobię, bo reszta to poboczność, odnoga, pobieżność.    
Wczoraj A. opisała mi sen, w którym uciekała przed goniącymi ją liczbami. Do końca dnia pojawiała się w mojej głowie wizja biegnącej siódemki. Zazwyczaj gonię litery, a nie uciekam przed liczbami, ale ze względu na awans w pracy, pojawia się skłonność do pewnego odchylenia od reguły, odwrotności zakażonej głupiutką chęcią posiadania. Muszę być uważny, nie ulec pod naciskiem gratulujących awansu rąk, liczb, zadowolenia z siebie. Wolę ten sukces przekuć, w mam nadzieję, uczącą mnie czegoś odpowiedzialność, oddalić od siebie groźbę poczucia spełnienia, tak destrukcyjnej dla samorozwoju.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz