Wczoraj, gdy łowiąc namiastkę latania, przymknąłem w basenowej wodzie powieki, pomyślałem o niewidzącej dziewczynie z drewnianego kościółka. Zaryzykuje stwierdzenie, że jej głęboka, nienaruszalna religijność, jest, w pewnym stopniu, wynikiem dziejowej obietnicy, którą złożył nam Chrystus: niewidomi – zobaczą. Powaga zobowiązania jest mosiężna, o masie i rozmiarach kowadła, na którym rozbito nasz wszechświat. Chrystus jako mistyk, humanista trącił w człowieku strunę tęsknoty za czymś utraconym i przy całej swojej wewnętrznej wiedzy na temat ludzkiej natury, niedoskonałości i skłonności do oczekiwania na lepsze, nie wahał się dać ludziom tak gigantycznej nadziei. Co jest dla tej dziewczyny rajem, boską podróżą w nieznane, nagrodą?
Możliwość niespełnienia jej oczekiwań napawa mnie smutkiem i odrazą do własnych narzekań. Gdy uśmiecha się do mnie A., otwieram Kulturę Paryską, poznaje na ulicy chód przyjaciela, gdzie, dla niej, jestem jak nie w raju…nawet chwilowym…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz