poniedziałek, 9 maja 2011

Poniedziałek

Ja z A. nad stawem, na kocu, na słońcu. Poniżej pies w wodzie goni patyk, przynosi, znów biegnie, w powietrzu naprężona po rzucie pańska ręka, i tak po wieczność. Już czas. Wstajemy, koc trzepoce jak żagiel, w deszczu paprochów biały papierek przykuwa moje JA do siebie. Podnoszę. Nie znam, nie mój, nie me, nie moje. Inni patrzą. Odlepić się, oderwać, nie mogę. Oni nie wiedzą, że ten tu nie mój. Uznają żem cham. Brnę z nim do domu przywiązany, odprowadzam, palcami miętolę powierzchnię. W końcu znika w koszu wśród innych papierków. Jestem uwolniony.

Podgrzewam bigos.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz