czwartek, 2 czerwca 2011

Czwartek

Odzywa się we mnie zew wyjący o przynależność do jakiejś stada z jasno określonym światopoglądem. Polityka, która spełnia zazwyczaj tą funkcję,  jest w moim przypadku bezsilna, nie tędy droga. Identyfikacja, ale nie za cenę utraty niepodległości, MY, ale nie kosztem indywidualizmu. Politycy i wyborcy łączy żałosna potulność wobec posunięć "liderów" z przypisywanym bakcylem nieomylności. Znam te postawy zbyt dobrze z historii, nie kończą się nigdy za dobrze.
Czego się więc uchwycić? Może ten nieład wewnętrznych pomieszczeń wynika z entropii przyzwyczajeń i pojęć, które podawano mi na łyżeczce polskiej edukacji? Ileż niedopowiedzeń, manipulacji świetlana Oświato, rozdźwięku między prawdą a szkolnymi podręcznikami. Borowski, Gałczyński, Tuwim, Miłosz, Szymborska – to tylko przykłady Wielkich, którym zabierano ich drobne i niedrobne potknięcia w imię wychowania, służenia młodzieży. Jednak nie ma bohaterstwa, odwagi bez słabości, powiedział ostatnio Głowacki. Jak często postacie z pomników trącą dystansem, pozbawione są codzienności? 
Cóż za roskosz poddawania własnego wychowania weryfikacji, myśleniu wbrew sobie, przeciw sobie, z lekką nutką niepokoju – nieodzownego uczucia przy podważaniu faktów uznawanych do tej pory za prawdy obiektywne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz