wtorek, 19 lipca 2011

Wtorek

Zanurzyłem się po uszy w obowiązkach, złudzeniach zapewniających zeschnięte pieczywo w chlebaku. Niedociążony doświadczeniami dałem się złapać w sieci posiadania, mające coraz ciaśniejsze oczka, coraz żmudniejsze wiązania. Mieszkanie, samochód, urlop, a tym czasem, tym czasem...
Trapezoidalny bombiarz w wilgotnej piwnicy konstruuje tykający rozgłos, podczas gdy...
Paryska Kultura z 1961 ze zdjęciem pary Paryżan spacerujących po bulwarze, jednocześnie...
Telefon z ofertą pracy w Forum...
I JA w tłumie, gdzie jeden się drapie i drugi, choć go nie swędzi; ściskane łapska, ręce, dłonie, wyciągnięte po "moje?" pismo, opinie, gratulacje, tak, tak, dziękuję, dziękuję, na podium się wdrapuję...
Pieniądze, pieniądze, domy, mieszkania, samochód, urlop...
Odmawiam!

Moja partycypacja w tych obrządkach "z dnia na dzień", niemal liturgicznych, możliwa jest tylko dzięki dobrowolności, mimo to wystawia mnie na pewne zagrożenia. Widzę rozwarte zębiska potrzasków ocen, porównań zarobków, stanowisk, prestiżu, jak w konkursie o wielkość penisów. Tych kilka pytań staje się preludium konwersacji, choćby po najdłuższej rozłące: ile? awans? No, tak, tak... Ta infantylna pycha wypchana mierzeniem, ważeniem i liczeniem, gdzie nie spojrzysz, wyłażą trociny... Człowiek, na którego składa się mozaika uwarunkowań i przypadków, jest strasznie naiwny w swym poczuciu rozmachu.

- Wystarczą dwa palce aby zamienić Cię w ślepca i zabić tego, kim wydaje Ci się, że jesteś. Wystarczy jeden ruch, abyś musiał rozpocząć naukę chodzenia - mam ochotę czasem odparować, ale jest to wiedza nie do zakomunikowania, gdyż pecha przynosi budzenie śpiącego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz